czwartek, 26 kwietnia 2012

Jedyneczka ♥

   Leżę na szpitalnym łóżku z laptopem na kolanach. Przeglądam zdjęcia chłopców z One Direction z trasy koncertowej. Na każdym zdjęciu są uśmiechnięci , szczęśliwi i pełni pasji powiązanej z miłością.
- Sophie proszę nie katuj się już tym. - zwróciła się do mnie mama która właśnie się przebudziła.
- To mi sprawia przyjemność mamo. Widząc ich szczęśliwych sama staję się szczęśliwa.
Każdego ranka na poduszczce leżało więcej moich różowych włosów. Kłębki na szczotce stawały się coraz większe. Tak mam 18 lat i jestem chora na raka. Wiele osób z mojej rodziny uwarza , że to niesprawiedliwe ale ja twierdzę inaczej. W życiu wszystko dzieje się z jakiegoś określonego powodu. W końcu po coś zachorowałam. Może gdy umrę ja na świat przyjdzie ktoś wyjątkowy. Może moja śmierć uświadomi coś ludziom. Nic nie dzieje się bez przyczyny.
- Kochanie musisz odpoczywać.
- Nie jestem zmęczona mamo.
- Sophie pamiętaj , że twoje zdrowie jest najważniejsze.
- Mamo dobrze wiesz jakie mam zdanie na ten temat.
Po jej policzku spłynęło pare łez. Była taka zmęczona. Próbowała udawać , że wszystko jest dobrze ale wiedziałam , że jest jej ciężko.
- Mamo możesz mi pomóc?
- Oczywiście. Powiedz tylko w czym.
- Poczuję się lepiej jeśli pójdziesz do domu , pożądnie się wyśpisz i pobędziesz ze swoją wnuczką.
Mam starszego brata Dave'a. On i jego żona Isabel zostali pół roku temu rodzicami. Wtedy również wykryto u mnie raka. Dave i Isabel dbają o mnie i odwiedzają mnie często. Czasem zabierają ze sobą małą Julie w której jestem po prostu zakochana. Wszyscy proszą mnie jednak żebym przestała marzyć o chłopcach z One Direction. Jednak ja marzę tylko o jednym. Mianowicie o Louisie Tomlinsonie.
- Nie zostawię cię samej.
- Mamo jesteś zmęczona. Proszę odpocznij.
Odstawiłam laptopa na parapet okna. W sali leżałam sama. Rodzice wynajęli prywatną salę. Nie chcieli żebym męczyła się czyimś towarzystwem. Chcieli również siedzieć ze mną bez ograniczeń.
- Zaraz i tak przyjdzie do mnie Isabel.
Końciki jej ust wykrzywiły się w grymasie. Pocałowała mnie w czoło i wyszła niechętnie. Spojrzałam w okno. Pogoda była piękna. Chciałabym poczuć na swojej skórze promienie ciepłego słońca. Wiem , że jeszcze nie raz je poczuję bo nie przestaję wierzyć. Drzwi do sali się otworzyły. Myślałam , że to Isabel ale to była Pani Irene. Uśmiechała się do mnie. W ręce trzymała dobrze mi znane plastikowe opakowanie.
- Dzień dobry Sophie. - przywitała się siadając przy moim łóżku.
- Dzień dobry.
Uśmiechnęłam się do niej. Na mojej szafce postawiła owe opakowanie.
- Nie musiała Pani ich znów kupować.
- Ależ Sophie to dla mnie przyjemność. Jak się dziś czujesz?
- Wie Pani , że lepiej.
- Mów mi proszę po imieniu.
- Wolę zwracać się do Pani z szacunkiem.
- W takim razie mów do mnie ciociu.
- No dobrze.
- Widzisz Sophie mam do ciebie prośbę.
Irene jest założycielką fundacji "Uwierz w marzenia". Spełniła marzenia wielu dzieci i nastolatków. Od miesiąca próbuje dowiedzieć się o czym ja marzę.
- Domyślam się o co chodzi.
- Sophie proszę zdradź mi swoje marzenie.
- Widzisz ciociu moje marzenia nie muszą sie spełnić. Lepiej żeby spełniły się dziecią które leżą na tym oddziele razem ze mną.
- Och Sophie czemu nie możesz myśleć chodź raz o sobie.
- Nie lubię tego.
- Spełniłam marzenia praktycznie wszystkim dzieciom z tego szpiala. Zostałaś mi tylko ty i dzieci nad których marzeń spełnieniem pracuję.
- W takim razie porozmawiamy kiedy skończysz.
Poczęstowałam Irene żelkami które zawsze mi kupuje. Jak zwykle wyszła zrezygnowana. Podziwiam ją za to , że jest wytrwała i dąży do spełnienia tego czego chce. Niedługo po niej przyszła Isabel z Julie. Udało mi się przekonać bratową żeby dala mi malutką na ręce. Julie sobie spokojnie spała. Oddychała równym tempem i śniła pewnie o konikach lub czymś bardziej dziecięcym.
- Jak się dziś czujesz Sophie? - spytała Isabel.
- Dobrze. Naprawdę dobrze. Od dłuższego czasu się tak nie czułam.
- Och Sophie nawet wyglądasz lepiej.
W jej oku zakręciła się łezka która spłynęła po gładkim policzku Isabel.
- Nie płacz Isabel. Obie wiemy , że wszystko będzie dobrze.
Julie trochę się przebudziła. Wyśpiewałam jej kołysankę i znów zasnęła. Widząc jak Julie śpi uświadamialam sobie , że przed nią całe życie i wrazie czego będę nad nią zawsze czówać. W końcu to moja chrześnica.
- Jak tam Dave? Dawno go nie bylo.
- Dave jest w Paryżu w delegacji. Obiecał , że gdy wróci przyjdzie do ciebie.
- Musi. W koncu kiedyś obiecał , że gdy będzie w Paryżu kupi mi mini wieżę Eiffla.
Isabel mimowolnie się uśmiechnęła. oboje z Dave'em byli tacy młodzi. Mieli zaledwie po 22 lata , a tak bardzo się kochali. Dokładnie tak jak mama z tatą. Po jakiejś godzinie Isabel musiała już iść. Julie bardzo płakała ale kolejna moja kołysanka ją uspokoiła.
- Nie wiem jak ty to robisz Sophie. Ja śpiewam jej to samo , a płacze jeszcze bardziej.
- Jeśli nie jesteś spokojna ona to wyczuje.
- Będziesz wspaniałą matką.
- Miejmy nadzieje.
_______________

No więc na sam początek wypada się przywitać. Tak więc siemanko. Coś mnie natchnęło żeby napisać to opowiadanie chodź nie jest ono moim pierwszym. Jeśli się wam podoba zostawcie jakiś ślad po sobie najlepiej w postaci komentarza :) Oczywiście przepraszam za błędy ale piszę to opowiadanie w WordPad'zie który oczywiście nie podkreśla błędów ;/

8 komentarzy:

  1. bardzo mi się podoba pomysł na to opowiadanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie również bardzo podoba się to opowiadanie. ;D czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo ciekawy pomysł;) napisalas ze to nie jest Twoje pierwsze, podaj link jak bys mogla to Twojego wczesniejszego opowiadania ;d

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem zachwycona. Ciekawi mnie co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. KOCHAM TO <3333

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi się to opowiadanie podoba wpadłaś na genialny pomysł :)

    OdpowiedzUsuń